Maciej historyk Maciej historyk
1276
BLOG

Jakie wino pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy?

Maciej historyk Maciej historyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

 (Zapraszam do lektury tekstu autorstwa mojego kolegi "z Kuchni", Łukasza)

 

 

Na zewnątrz zapanował zmrok. Słychać jedynie narastający szum cykad i gdzieniegdzie szczekanie psów. Duszno.

Zasiedliśmy do wieczerzy. Mistrz odmówił kiddusz – błogosławieństwo, po czym podał mi pełen kielich tirosz. Kosztuję gęste, słodkie wino o zapachu żywicy. W przyszłości niektórzy będą twierdzić, że przypomina smakiem wermut bądź grecką retsinę. Niemal rok dojrzewało w kamiennych stągwiach, na dnie chłodnych jaskiń we zboczach wzgórz Jerozolimy.

Ciemnoczerwone jak krew, którą przeleje za nas już za kilka godzin.

Ciemnoczerwone jak sok z winogron, tych uprawianych w dolinie Sorak. Tam bowiem powstaje najlepsze wino nieopodal Jeruzalem.

Winnice są niemal wszędzie. Najstarsze zakładał jeszcze Noe, teraz pokrywają całą Galileę, wzgórza Jerozolimy, a nawet na pustyni Negev rosną dziko winorośla. Już niedługo.  Jeszcze jakieś sześćset lat i wyznawcy Mahometa obrócą je w perzynę, wytną, wypalą i zniszczą.

Dopiero pod koniec XIX wieku Edmund Rotszyld sprowadzi do Palestyny winorośla na nowo. Pan przecież powiedział: “Będą jeszcze w tym kraju kupować domy, pola, winnice” (Jer, 32:15).

Podaję kielich dalej, jeszcze trzy razy spełnię go tej wieczerzy, bowiem, jak stanowi prawo, każdy pobożny żyd podczas paschy musi wypić 4 kielichy wina. Zresztą, cóż pić innego, skoro woda powoduje ból brzucha i biegunkę?

 

Źródła:

  • Life in biblical Israel, Philip J. King,  Lawrence E. Stager
  • Wywiad z ambasadorem win izraelskich, Adamem Montefiore. Rp.pl

Światopogląd konserwatywny, wzrost wysoki; w mieście, ale nie lubię miasta; bluesa lubię, piwo jałowcowe... Wspólnie z Łukaszem, "towarzyszem podróży", prowadzę blog, który, mam nadzieję, jest początkiem czegoś ważnego. Będziemy zachęcać zacne salonowe grono do regularnych odwiedzin... "Dlaczego Kuchnia historyczna? Interpretować tę kuchnię trochę jak synonim alchemii?" - pyta Lula322. Hmm, przenikliwy trop - alchemia... Metaforyczny, mistyczny... Trochę też wolnomularski;-) Czy chcielibyśmy przenosić czytelników w sferę: prawdy, dobra i piękna? - bardzo byśmy! Człowiek - substancja poddawana rozmaitym procesom... Podoba mi się ten trop. Chcemy też żeby było trochę "w poprzek" i żeby raczej czosnkiem pachniało niż farbą drukarską... Czujemy ponadto, że z życia publicznego eliminowany jest (subtelnie lub całkiem ordynarnie) pewien typ wrażliwości - powołujemy się na tę wrażliwość, ogrzewamy się przy niej... Oblężonej twierdzy tylko nie chcemy - duuużo światła z zewnątrz nam trzeba. Trochę kuchni, trochę historii, trochę historii "od kuchni". Tyle. I jeszcze Łukasz... Czy można zbudować piękną opowieść obierając sobie za punkt wyjścia posiłek? Wierzę, że tak. Na pewno można snuć historię przy stole, wieczerzając choćby. Bo czy na przykład taki bigos hultajski nie jest dobrym pretekstem by wspomnieć antenatów naszych? Czy antałek trójniaka nie przywodzi na myśl imć Zagłoby i oblężenia Zbaraża? Nawet gorzałka i śledź mogą odnaleźć swoją opowieść, na przykład zasłyszaną niegdyś z ust rotmistrza Augustowskiego o Józefie Mackiewiczu, którego okowita wpędzała w ponury nastrój, każdy haust poprzedzało długie wpatrywanie się w przestrzeń za oknem, sam zaś akt był zdecydowany, szybki i gwałtowny. Jakby jakąś myśl chciał zabić, jakby serce uciszyć. To ledwie kilka przykładów. Z kuchnią można podróżować przez kraje, przez wieki. Spożywać skrzydełka kurczaka przyrządzone przez Rossiniego, biesiadować na uczcie u Wierzynka czy też w ciszy, w kryjówkach, w puszczach chleb zwykły z żołnierzami Armii Krajowej dzielić...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura